Obito wszedł do domu, gdzie zastał rodziców siedzących na kanapie w salonie.
-Dzień dobry! -przywitał się chłopiec
-Cześć! -odpowiedział radośnie Sasuke, tuląc do siebie żonę.
-Chciałby was o coś prosić. -mówił niepewnie ciemnooki, bojąc się spojrzeć na rodzica.
-Coś się stało? -zmartwiła się Ayame.
-Z przyjaciółmi martwimy się o naszego kolegę i chcieliśmy zrobić biwak, żeby go rozweselić. Pomyśleliśmy, że może moglibyśmy się rozbić na którymś z pól treningowych tu niedaleko. -Wyjaśnił Obito, kuląc się w sobie. Tak naprawdę pomimo wesołego usposobienia ojca, chłopiec bał się wciąż tlącego w sercu Sasuke skrawka ciemności. W dodatku ojciec wciąż wyglądał jakby żałował dnia narodzin syna. Obito jako dwunastolatek wciąż nie aktywował sharingana. Pomimo braku wyrzutów ze strony rodziców, chłopiec widział ogromne rozczarowanie w oczach Sasuke.
-Jasne nie ma problemu. Możecie się rozbić tuż przy murach obok rzeki. -zaproponował starszy Uchiha.
-Dziękuję tato. -ucieszył się ciemnooki i pobiegł do pokoju.
Pokój ten był średniej wielkości, ciemne drewno pokrywało podłogę. Natomiast na ścianach była jasnożółta farba, poprzykrywana plakatami z symbolem klanu, wioski liścia i policji konohy. Tuż obok drzwi na przeciw okna stało łóżko, a pod nim w skrytce był zwój, który on i jego przyjaciele dostali od nauczycieli na zakończenie akademii. Były to specjalne zwoje, które po wpisaniu innego posiadacza takiego zwoju, pozwalały wysłać mu wiadomość.
Teraz Obito dzięki niemu wysłał dobre wieści do reszty. Ci podziękowali na nowinę i poszli po zgodę do swoich rodziców.
Tymczasem na swoim łóżku siedział Hiroto i rozmawiał z Naruko za pomocą zwoju.
-Hej! A może zaprosilibyśmy też Toshiro? -przesłał Namikaze.
-Pogięło Cię?! Tego ćwoka?! -odpisała mu.
-Chciałbym się z nim zaprzyjaźnić...
-A on też chce?
-Nie wiem, ale wiem, że mimo jego zachowania... lubię go.
-Za co?
-Pojęcia nie mam. Tak po prostu, tak jak ciebie.
-No dobra to może ty chcesz, ale nie sądzę by inni chcieli =.=; lepiej nie psuć Minato tego wypadu.
-Skoro tak mówisz... -Hiroto odpisał i położył się spać.
Rankiem niedaleko domu Sarutobich zebrała się czwórka przyjaciół. Po krótkiej kłótni doszli jednak do wniosku, że do kolegi powinni wysłać tylko dwójkę. Reprezentanci w postaci Hiroto i Neomi ruszyli do budynku i zapukali do drzwi. Po chwili otworzył im Konohamaru.
-O! Hiro-kun, Neo-chan? Coś się stało?
-Witamy sensei, my chcieliśmy odwiedzić Minato. -przywitała się Uchiha.
-Ach... W porządku, przyda mu się teraz towarzystwo. -uśmiechnął się słabo ich mistrz.
W pokoju nastolatka było ciemniej niż zwykle. Parka podeszła do smutnego przyjaciela, który siedział przy biurku opierając łokcie na blacie.
-Cześć. -przywitał się dłogowłosy blondyn.
-Cześć, jak się masz? -odezwała się Neomi.
-Co tu robicie? -spytał Minato ocierając łzy z twarzy.
-Słyszeliśmy o twojej mamie. Przykro na... -Uchiha nie zdołała dokończyć , bo przerwał jej lekki cios w żebra.
-Słuchaj ja wiem, że masz teraz problemy, ale przyda Ci się odpoczynek. Planujemy zrobić jutro biwak. Idziesz z nami? -spytał syn szóstego
-Moja mama jest ciężko ranna, a ja mam myśleć o jakichś bzdurach? -wściekł się ciemnowłosy.
-Myślenie o tym jej nie pomoże, a ty nie możesz tu wiecznie siedzieć. -zauważył Hiroto.
-Idźcie do diabła. -przeklął Sarutobi.
-W porządku. Chodźmy Neomi .-Namikaze odwrócił się i złapał ramię koleżanki.
-Chcemy tylko, żebyś odpoczął, ochłonął. -powiedziała delikatnie Uchiha. -Nie każemy Ci od razu ze wszystkiego się cieszyć.
-To jak? -spytał Hiroto spoglądając przez ramię. -Ech.. masz czas do wieczora, przekaż wieści. Idziemy Neomi, nic więcej nie zrobimy. -blondyn zaciągnął przyjaciółkę do drzwi i razem wyszli z pokoju. Nie zdążyli się nawet pożegnać z mistrzem, gdy z pokoju wyszedł Minato.
-Jeśli tata się zgodzi, to pójdę z wami. -powiedział cicho najmłodszy wnuk trzeciego.
-W porządku, chodźmy trzeba się przygotować, biwak jest już jutro. -zakomunikował Namikaze.
-Tata jest w szpitalu. Pójdziecie tam ze mną? -poprosił ich brunet.
-Jasne, tylko że reszta czeka tu niedaleko. Nie wiedzieliśmy czy się zgodzisz, a nie chcieliśmy się tu wszyscy wbijać. -odpowiedziała różowowłosa.
-Okey, ale do szpitala pójdziemy w trójkę. -westchnął Sarutobi.
-Ma się rozumieć. Yoi ikuze! -krzyknął syn Naruto.
Wyszli z domu i od razu zobaczyli swoją ekipę. Podeszli do nich powiedzieli co i jak i ruszyli do szpitala. Tam podobnie jak kilka dni temu panował chaos. Cudem przedarli się do korytarza, w którym stał Asuma, który zmartwił się na widok syna.
-Co tu robisz Minato? -spytał z troską mężczyzna.
-Chciałem tylko spytać, czy w weekend mogę wybrać się z przyjaciółmi na biwak. -powiedział nieśmiało syn.
-Jasne, idź i baw się dobrze. -ucieszył się Asuma.
W tym momencie drzwi do sali, w której leżała Kurenai otworzyły się i wyszła z nich Ino.
-Asuma-sensei. -zawołała blondwłosa. -Z Kurenai-sensei jest już lepiej. Myślę, że lada dzień i się obudzi. -poinformowała dawnego mistrza.
-To dobrze. -Syn trzeciego uśmiechnął się szeroko.
-To, to może ja już pójdę do domu. -odezwał się Minato, nie mogąc przestać się uśmiechać.
-Leć, leć ja tu jeszcze chwilkę zostanę i też wrócę. -pożegnał się Sarutobi i wszedł do sali, z której przed chwilą wyszła Yamanaka.
Gdy dzieciaki wyszły ze szpitala rozdzieliły się. Neomi poszła w swoją stronę, zaś Minato i Hiroto w swoją.
-Hej, Minato. -zaczął blondyn. -Myślałem o tym by zaprosić też Toshiro. -powiedział mijając sklep z bronią.
-Myślisz, że to dobry pomysł? -zamyślił się ciemnooki.
-Chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. To źle?
-Nie, nie jest źle. Tak tylko pytam. Jeśli chcesz znać moje zdanie to... zrób jak uważasz. Ja na twoim miejscu najpierw sam bym próbował z nim pogadać. -poradził Minato.
-Jeszcze o tym pomyślę. -zdecydował Namikaze. Resztę wspólnej drogi przeszli już rozmawiając o potencjalnych przeciwnikach na egzaminie.