Nadchodziła dziesiąta, a pod bramą czekali już Taki i Sasuke, który dowiedział się o sytuacji syna. Właśnie podchodziła do nich Tsunade, gdy doskoczył do niej Uchiha.
-Zabierz mnie ze sobą! -rozkazał.
-Nie będziesz mi gówniarzu rozkazywać! -warknęła blondynka. -Po za tym mam plan, w którym ty jesteś nie potrzebny.
-Nie potrzebny! Kto inny pokona sharingana! -wrzasnął ciemnowłosy.
-TAKI! -Zdenerwowana Hokage spojrzała na rudowłosego.
-Tam jest jego syn, czemu na nie wiedzieć? -spytał Demon.
-A właśnie temu! Teraz jak go nie weźmiemy, to będzie latał wściekły po wiosce i wrzeszczał o Shimurze! -mówiła wściekle brązowooka.
-A czemu nie weźmiemy go ze sobą? -zapytał spokojnie Kyuubei. -Ma rację z tym sharinganem.
-Możliwe, ale mam skuteczniejszy plan, w którym dzieci szybciej będą bezpieczne w domu. -odpowiedziała Sanninka, mierząc morderczym wzrokiem podwładnego.
-Chwila, moment! To dlatego pytałaś mnie, czy potrafię całkowicie ukryć swoją chakrę. Czyś ty zwariowała staruszko?! -Krzyknął Taki, doskakując do niej. -Chcesz odwrócić jego uwagę i kazać mi zabrać dzieciaki? To już nie lepiej dać mnie jako przynętę? -Zdenerwował się.
-Hę? Radziłabym Ci nie lekceważyć klanu Senju. -Warknęła Hokage. -Czy już zapomniałeś mojego dziadka? Gdybym chciała, mogłabym Cię raz, dwa pokonać. STARUCHU! -Przechwalała się Tsunade. -Sasuke! Wróć do domu i przekaż reszcie, że ich dzieci będą lada chwila. -powiedziała, nie zwracając uwagi na wypowiedź Kyuubei'a
-Kyuubi! Ruszamy! -Rozkazała zirytowana kobieta i pobiegła na miejsce spotkania. Zaś Czerwonooki, zdenerwowany za jej "pomyłkę", pobiegł za nią. Sharinganowiac wiele nie myśląc, również ruszył za nimi. Na co mocno już wkurwiona Tsunade, połamała mu obie ręce, rzuciła go na ścianę bramy i kazała mu nie wracać. Tym razem Sasuke nie pobiegł za nimi, tylko głośno klnąc, udał się w stronę szpitala.
-Czy to nie było trochę za ostre? -spytał Taki biegnąc przez las.
-Teraz mamy pewność, że nie poleci za nami. -stwierdziła blondynka.
-Dalej uważam, że to idiotyczny pomysł.
-Jakoś kilka godzin temu wcale Ci on nie przeszkadzał.
-Wtedy myślałem, że chcesz ze mną pod ukryciem zabrać dzieciaki. W porządku twój dziadek mnie pokonał, ale był znacznie młodszy niż ty teraz. Nie patrz tak wściekle na mnie, przecież wiesz, że masz już swoje lata. -powiedział czerwonooki.
W tym samym czasie, w swojej kryjówce Kagami błądził, znudzonym wzrokiem, po zakładnikach.
-Ojojoj... Wasza kochana hokage trochę się spóźnia, a może by ją tak troszkę zmobilizować? -Powiedział, idąc powoli w stronę dzieci. -Oh! To ty jesteś tym małym bojownikiem, o którym opowiadali mi tamci trzej prawda? -Zwrócił się do Toshiro.
-Zostaw go! Nie możesz! Babcia Tsunade na pewno zaraz tu będzie! -Krzyknął bezsilnie Hiroto.
-Oh! Czyżby potomek naszych ukochanych bohaterów w końcu obudził swoje "bohaterskie" geny? -sarknął Shimura, podchodząc do Namikaze. -W takim razie, pobawie się z tobą. -Ciemnowłosy nukennin zatargnął chłopca do pokoju obok. A już po chwili jego przyjaciele usłyszeli krzyki bólu.
W małym pokoiku do ściany był przykuty długowłosy blondynek, zaś jego oprawca, przy pomocy metalowego kija, bił go po całym ciele. Po kilku minutach jednak ta zabawa znudziła mu się, wiec podpalił, stojące obok, drewniane krzesło. W tym prowizorycznym ognisku rozgrzewał kij trzymając za drewnianą rączkę. W międzyczasie rysował ostrym nożykiem po ciele dziecka. Gdy kij rozgrzał się już do czerwoności zaczął ponownie okładać nim gennina. Hiroto rozpłakał się pod wpływem niewiarygodnego bólu, a malutka część chakry kyuubiego, odziedziczoa po ojcu, zaczęła w nim wariować.
Tę wariację poczuła Naruko, która w tej chwili, nieświadomie , dzięki swojej demonicznej chakrze, przepaliła wiążące ją liny. Gdy zorientowała się co zrobiła, dziewczynka, uwolniła resztę przyjaciół i kazała im uciekać. Wokół niej zaczęła wirować czerwona chakra, a dzieci, nie wiedząc co się dzieje, posłuchały się i uciekły. Gdy tylko ostatni Minato zniknął za drzwiami, półdemonka przybrała formę czteroogoniatego lisa. Z wielkim hukiem wpadła do pokoju w którym był Hiroto i rzuciła się na Shimurę.
Tymczasem gennini zdążyli już wpaść na ich drużyne ratunkową, po krótce wytłumaczyli im co się stało i gdzie są Hiroto i Naruko.
- Tsunade! Sam po nich pójdę! -krzyknął Kyuubei i pobiegł do kryjówki Kagamiego. Piata mimowolnie kiwnęła glową i wraz z młodymi shinobi ruszyła do wioski.
Gdy Kyuubi dotarł na miejsce, ujrzał swoją córkę, w demonicznej formie, pastwiącą się nad zwlokami nukennina, oraz nieprzytomnego Namikaze przykutego do ściany. Jounnin podszedł do półdemonki, unieruchomił jej ręce i mocno przytulił do siebie. Pod wpływem jej chakry, ubranie mężczyzny powoli zmieniało się w popiół. Po chwili jednak nastolatka zaczęła się uspokajać i już w ludzkiej postaci załkała w niemalże nagi tors ojca. Ten podniósł swoje dziecko, posadził ją w drugim pokoju tak, by nie widziała zamordowanego okrutnie Shimury. Wrócił zaraz i uwolnił z kajdan chrześniaka. Po godzinie wszyscy trzej byli już w wiosce. Sakura pędem zajęla się dziećmi. Zaś Tsunade, zaraz po wysłaniu grupy ANBU po zwłoki, pomogła różowowłosej w leczeniu dzieci. Po pół godzinie Hiro i Naru, opatrzeni, mogli już odsypiać tę niezbyt miła przygodę.
Kilka dni później, po południu, w odwiedziny do Namikaze, przyszedł Toshiro.
-Cześć! Jak się masz? -Spytał niepewnie ciemnowłosy.
-W porządku, babcia mówi że będę mógł przystąpić do egzaminu razem ze wszystkimi. -odpowiedział radośnie chłopak.
-To fajnie. Widzę, że masz kolejną bliznę. -zauważył Misumi, wskazując palcem na pionową szramę na policzku kolegi.
-Racja! Pierwsza bitewna. -Wyszczerzył się Namikaze.
-Pierwsza? A skąd masz tamte dwie? -Dopytywał się ciemnooki.
-Te? Urodziłem się z nimi, tak jak mój tata ze swoimi. -powiedział jasnooki, przesuwając palcami po poziomych bliznach.
-Naprawdę? Czemu? yy... To znaczy sorka, że tak o to wypytuję. -Znów speszył się Toshiro.
-Nie ma sprawy. Wujek Kakashi mówi, że to przez Kyuubiego. -Machnął ręką Hiroto.
-Kyuubiego?
-No... Mój tata i moja babcia byli jego jinchuuriki. -odpowiedział dumny gennin.
-Niesamowite. -mruknął zafascynowany brunet. -EE... to znaczy, ja... Przyszedłem tu bo chciałem Ci podziękować za tamto. -Zawstydzony odwrócił wzrok.
-Nie ma sprawy. W końcu, muszę ciągnąć rodzinną tradycję. -Uśmiechnął się blondyn.
-Może i racja. -uśmiechnął się, po raz pierwszy w towarzystwie, Toshiro. -Słuchaj, a może jak wyjdziesz ze szpitala, to poszlibyśmy we trójkę z Neomi na jakiś wspólny trening? -zaproponował.
-No jasne! Świetny pomysł. ucieszył się Namikaze.
Resztę po południa chłopcy spędzili na przyjacielskiej pogawędce.